— To jest głupia moda; czy zastrzelony zając więcej waży, niż uduszony?
— Ale skąd?
— No, ja też powiadam, że nie rozumiem czego oni chcą?
— Ja rozumiem i zawsze sprzedaję strzelane zające...
— Kiedy te są duszone.
Mateusz wydobył z worka zająca, który całą głowę i bok miał powalane krwią.
— To strzelany jest — zawołał Abram.
— Akurat! ziarnka śrutu w nim niema, ale moja to rzecz, żeby go ufarbować, bo skoro państwo to lubią i skoro za to płacą...
— Wy jesteście bardzo zmyślny człowiek, Mateuszu; co chcecie za te dwa zające?
— Nie za dwa, ale za trzy...
— Jakim sposobem? przecie ja u was obstalowałem tylko dwa zające.
— A cóż ja z trzecim zrobię?
— Co chcecie; możebym go wziął, ale nie mam na niego kupca teraz; jak poleży i zepsuje się, ja zostanę stratny. Wreszcie słuchajcie, ja mam miłosierdzie nad wami... ja go wezmę, ale nie mogę zapłacić za niego tyle co za tamte. Na żaden sposób...
Zaczął się targ długi, nużący. Chłop opuszczał, żyd postępował. Godzina upłynęła, nim do porozumienia przyszli.
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/113
Ta strona została skorygowana.