Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/114

Ta strona została skorygowana.

Abram pot z czoła ocierał.
— Wy, Mateuszu — mówił, — jesteście twardy jak kamień, z wami ciężko handlować...
— Idźcie-no do lasu, spróbujcie nabrać zwierzyny, jak na wszystkie strony pilnują, obrachujcie swoją fatygę, pracę, strach i idźcie sprzedać zająca. Ciekawym też, cobyście za niego zażądali?...
— No, ja co innego, ja jestem inny człowiek.
— Macie tak samo nogi, ręce, głowę; któż wam broni próbować...
— Każdy musi żyć podług swego fachu; ja jedno potrafię, wy drugie, a z tego, co my obydwa potrafimy, jest cały handel. My zawsze powinniśmy się trzymać za ręce, bo wy potraficie wyprowadzić zająca z lasu, a ja umiem go wprowadzić w świat... Dlatego ja was tak ratowałem w sądzie, bo ja jestem wasz najlepszy przyjaciel...
— Ekonom się odgraża...
— Co on się może odgrażać?
— Powiedział, że się zaczai w lesie z dziesięcioma fornalami, że mnie złapie, zbije na kwaśne jabłko i do kryminału wsadzi...
— Wy się śmiejcie z tego, Mateuszu, on wam nic nie zrobi, choćby miał stu chłopów.