— Wcale nie, ale chciałbym, żebyście mieli lepszą chęć do wydry...
— Samo prawie żydowski kołnierz...
— Co wam do tego? niech będzie czyj chce, abym wam zapłacił...
Rozstali się dwaj przyjaciele na krótko.
Po trzech dniach Mateusz znów przyjechał i przywiózł ładne, lśniące skórki z dwóch wyder. Abram wydał okrzyk zdziwienia.
— Już? — zawołał.
— A juści, miałem czekać do żydowskich Trzech Króli?
— Wy chyba ze złym duchem macie spółkę.
— Ej, nie bajać, jeno wydry brać i płacić... skórki są piękne, a zachodu kosztowały nie mało...
Po tej tranzakcyi nastąpiła druga, dalej trzecia, dziesiąta i tak przez całą zimę i przez następnych kilka.
W zgodzie przykładnej był zawsze Abram Pinkt z Mateuszem Sikorą. Chłopu nie uszło żadne żywe stworzenie; które tylko podpatrzył, wyśledził, wyszpiegował, to dostał. Zdradą, podstępem, siatką, samołówką, strzałem, w dzień lub w nocy Mateusz ofiarę swoją zabierał. Abram nieraz myślał, że Mateusz to nie jest
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/121
Ta strona została skorygowana.