posiwiały, a chłopczyki mają piękne łysiny i po funcie wątroby więcej niż trzeba, ale proszę ich zapytać o epokę młodości! Powiedzą, że ledwie przeminęła, że była niby wczoraj... a jaka piękna!
Na prowincyi było cicho i spokojnie. Urzędnik w miasteczku żył sobie śpiewając, niby pan, a szlachcic na wsi jak magnat. Za lasami, za borami siedział jak za murem, nikogo nie widział i jego też nie widziano, gdy nie chciał. Że było inaczej niż dziś, niech poświadczy wielce szanowny, dziś już zapewne w podeszłym wieku będący, obywatel Icek Majer Pistolet, zwany także Sroką, Adjutantem i Bóg wie jak jeszcze. Żaden grand hiszpański nie miał tylu przydomków co Icek. Prawdziwie nazywał się Pistolet, i tego nie mógł nigdy swemu ojcu wybaczyć, bo dlaczego Pistolet? czemu tak grubo, po żołniersku — a nie delikatnie, arystokratycznie, jak dajmy na to: Pechvogel, Süsszwiback lub Marcepan, — a przecież to od ojca zależało! Mógł był się nazywać nawet Schwarcenberg lub Lichtenstein jak książę, a tymczasem został zwyczajnym Pistoletem. Upór i skąpstwo nigdy dobrych rezultatów nie wydają, a właśnie Icka ojciec był trochę skąpy i trochę uparty. Żył on w tych czasach, kiedy żydzi nie
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/132
Ta strona została skorygowana.