sprzęty domowe, ale do gotówki, większej zwłaszcza, na żaden sposób przyjść nie mógł.
Widocznie nie sądzonem mu było, żeby został wielkim kupcem. Co prawda, pomimo najszczerszej chęci, do celu tego dojść nie mógł, gdyż wszystko, co mu do ręki wpadło, musiał oddawać żonie.
Żalił się na to nieraz.
— Ciężki to jest interes — mówił do pana Macieja, — i jaśnie pan ślicznie robi, że się nie żeni. Jaśnie pan sam jest pan, a gdyby była pani!... aj, na co pani? czy to nie lepiej człowiekowi żyć spokojnie, bez ambarasu, bez kłopotu. Jak kto musi mieć żonę, to co innego. Na przykład ja muszę, bo jestem prosty żyd! a pan nie musi, bo pan jest pan. Pan sobie siedzi tu w Walentówce spokojnie, cicho, bez żadnej przeszkody; ma pan drzewo w lesie, stogi na łąkach, zboże w śpichrzu, pieniądze w dobrem schowaniu. Chce pan jechać, to pan jedzie; chce pan w domu siedzieć, to pan siedzi; chce pan gonić zająca w polu albo zastrzelić dziką sarnę w lesie, to pan goni i strzela. To jest spokój, to jest cały smak! Kto ma piętnaście groszy, a niema żony, to wie, że ma czyste piętnaście groszy, a kto ma żonę, to wie, że ma żonę, ale nie wie, czy ma swoje piętnaście groszy. Jak ja się pokłonię panu i popro-
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/138
Ta strona została skorygowana.