— No, ja nie lubię się chwalić, ale ja też jestem duży. Niech pan powie co trzeba... ja mogę choćby zaraz w drogę jechać.
Pan Maciej nie odpowiedział zaraz. Chodził jeszcze przez jakiś czas po pokoju i myślał; nareszcie zatrzymał się przed Ickiem i rzekł:
— Pojedziesz jutro rano.
— Choćby zaraz, mój koń gotowy, tylko trzeba mu dać owsa na drogę.
— Twój koń niepotrzebny, pojedziesz wozem drabiniastym, mojemi końmi, do miasta. Wyruszysz stąd skoro świt...
— Wiadomo, siedem mil drogi... pańskiemi końmi ledwie na południe stanę.
— W mieście na mnie zaczekasz. Ja przyjadę, kupię co potrzeba, a ty zapakujesz i odwieziesz do domu. Pamiętaj żebyś dobrze pilnował, żeby się nic nie uszkodziło ani nie potłukło; sprawunków będzie dużo, bardzo dużo, z powrotem wypadnie jechać noga za nogą, pomaleńku.
— I to bajki. Jutro mamy czwartek, do południa będę w drodze, po południu zapakuje się wszystko, a na noc pojadę pomaleńku z powrotem. Zdążę do domu przed szabasem.
— Naturalnie że zdążysz... tylko pamiętaj, wyjedź jaknajraniej, żebym cię już zastał
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/153
Ta strona została skorygowana.