wpił się Ickowi w rękę. — Popamiętasz ty cherlakowskich gospodarzy... że wiążą na moc. Sam dyabeł cię nie rozplącze.
— Wy sami jesteście rozbójnicy! wy mordercy! Jakto można dziś porządnego żydka złapać na drodze, pokaleczyć, związać! Ja was do sądu zaskarżę, żeście mnie zmarnowali, że ja przez was całe zdrowie straciłem.
— A któż ci bronił iść z nami dobrowolnie?
— Co wy za jedni, żebym ja miał za wami chodzić? Ja nie jestem wasz wół, ani wasza krowa. Coście wy za jedni... rozbójniki!
— A toć ci powiadam, żydzie, sprawiedliwie, jako jestem sołtys; przyszedłem tu zobaczyć, co się stała za przygoda z tym koniem, a żeś powiedział, że wiesz czyj on jest i skąd się wziął, tedy musisz to przyświadczyć u wójta... według tego jako wójt zda raport. Prosiłem po dobroci, nie chciałeś... twoja wola... a teraz pójdziesz na postroneczku, kiedyś takie sprzeczne stworzenie.
— Niech was dyabli wezmą, ja wcale nie pójdę, ja nie chcę znać waszej gminy i waszego wójta... dziś piątek, ja potrzebuję być w domu na szabas!
— Popchnijcie go kumie z tyłu — rzekł flegmatycznie sołtys.
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/163
Ta strona została skorygowana.