Pokazało się, że wszyscy słyszeli, ale każdy inaczej. Jedni mówili, że znaczny i bogaty obywatel utopił się wraz z stangretem i końmi; inni mówili, że popełniono morderstwo, żeby konie i powóz zagrabić, a byli i tacy, co mówili, że stangret zabił pana przez zemstę, a dla zatarcia śladów zbrodni utopił go, sam zaś wierzchem na koniu uciekł i już go podobno złapali.
Icek skombinował, że z tego materyału ciężko będzie jaki słuszny wniosek wyprowadzić. Pojechał więc na miejsce wypadku. Akurat trafił się człowiek, który widział, jak zarzucano sieci w rzekę, ale nie znaleziono nic. Woda mogłaby unieść trupy ludzi, a nawet i koni, bo była dość bystra i głęboka, ale powóz leżałby na dnie, a konie byłyby w zaprzęgu, przyczepione więc do powozu i połączone z sobą. Przypuszczenie o utonięciu upadało.
Icek zaczął bacznie oglądać miejsce, na którem znaleziono koło i zabitego konia.
Na trawie były jakieś ślady, ale zatarte zostały i zadeptane przez ciekawych, którzy się nad brzegiem gromadzili.
Icek przysiadł na ziemi, przypatrywał się, badał, ale go to do żadnego rezultatu nie doprowadziło.
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/184
Ta strona została skorygowana.