pana, ale czy to nasz, czy nie nasz, wcale nie wiem...
— Nasz!
— Może i nasz... tymczasem ja widzę koło niego jeszcze jakąś osobę.
— I ja widzę, to jest pani.
— Jakto pani? Skąd on panią dostał? Czekaj-no, ja widzę jeszcze trzecią osobę. Ile ich się napakowało na taką maleńką bryczkę!
— Alboż to bryczka? to hamerykan albo pająk.
— Za co on ma być pająk?
— Nie zna się Icek, to jest taki leciuchny powozik. Sami państwo powożą, a stangret siedzi z tyłu.
— A może ten stangret jest Wojciech?
— Zdaje mi się, że Wojciech; tak dobrze nie widzę, żebym miał poznać akuratnie czy to on, czy nie on, ale zdaje mi się że on. Konie nasze i pan nasz, zapewne i stangret też nasz.
— Może powiecie, że i ta pani też nasza!
— Czy nasza, czy nie, nie wiem, ale widzę, że pani. Co będziemy robili?
— Skoro powiadacie, że nasz pan, to trzeba gonić, trzeba koniecznie gonić, przecież po to jedziemy tyle mil drogi, po to ponieśliśmy tak wielkie koszta. Gonić, gonić, póki jest
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/194
Ta strona została skorygowana.