przed oczami, bo skoro zginie nam z oczów, to gdzie będziemy go szukać?
Stangret zaciął konie i puścił je wyciągniętym galopem, ale trudna była sprawa doścignąć kare bieguny. Icek podnosił się na siedzeniu i krzyczał:
— Prędzej, prędzej, niech on nam już nie ucieknie! Już mam dosyć tego gonienia po świecie. Poganiajcie konie, ja was bardzo proszę!
Przejechali boczną dróżką, aby zyskać na czasie. Tymczasem kare konie poszły w las, skręciły w bok i wszelki ich ślad zaginął.
Icek rwał sobie włosy z rozpaczy.
— Uciekł — mówił, — przepadł! tyle drogi zmarnowanej, gdzie ja jego mam teraz szukać? Dość już najeździłem się, dość miałem kłopotów, kosztów... dość straciłem zdrowia. Chłopi mnie wiązali, siedziałem w kozie jak zbrodniarz, cierpiałem głód... dlaczego? Jeżeli panu podoba się uciekać na koniec świata i jechać z jakąś panią, to niech on sobie jeździ, wolna jego wola... ale niech napisze wpierw list, że się nie utopił, że go nie zabili, że żyje i że Icek nie ma potrzeby tłuc swoich kości po drogach. Czy to porządni panowie tak robią?
Stangret nie słuchał tej jeremiady, lecz znaglał konie do biegu.
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/195
Ta strona została skorygowana.