Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/196

Ta strona została skorygowana.

— Nu, — mówił Icek — czemu tak pędzicie? co z tego będzie? Znów dwadzieścia mil gonić? Mało wam było w jedną stronę, chcecie jeszcze koniecznie w drugą.
— Nie gadajcie no, pan daleko nie odjedzie.
— Skąd wy możecie wiedzieć, że on daleko nie odjedzie?
— Właśnie że wiem — odrzekł, śmiejąc się chłop.
— Ale skąd?
— Oh! też Icek ma głowę! Pan jedzie hamerykanem, a takim podróży nikt nie odbywa daleko, tylko na spacer się nim jeździ. Znać niedaleko pan stąd mieszka.
— On przecie w Walentówce mieszka.
— Wiem, ale tymczasowo snać gdzieindziej.
— Może w gościnie jest?
— I ja tak powiadam; daleko odjechać nie mógł, znajdziemy go w poblizkości.
— Ciekawość doprawdy, co on tu może robić?
— Robi, co mu się podoba, zwyczajnie jak pan... alboż mu kto zabroni? Chce być w domu, jest w domu, a wola jego gdzieindziej... jest gdzieindziej. Ekonom nad nim nie stoi.