— Wiecie wy co, wy mówicie prawdę. Ja teraz miarkuję, że to prawda. Teraz możemy powiedzieć, żeśmy go złapali. Niechnoby kto inny potrafił taką sztukę. Do takiego interesu potrzebna jest głowa... prawda? co wy o tem powiadacie?
— Ja powiadam, że najlepsza głowa nie poradziłaby nic bez dobrych koni.
— Jak wam się zdaje, gdzie pan mógł podziać drugą parę koni? co on z nią zrobił?
— Albo ja wiem... może sprzedał.
— Niechby i sprzedał, dla mnie to wszystko wraz, tylko dlaczego bez mojej wiedzy to zrobił... dlaczego mi przepadło faktorne? Ja wam powiadam, że od panów to zawsze taka nagroda! Ja jemu tyle interesów załatwiam, ja jego szukam, kiedy on zginął, a za to co mam? Faktorne od głupiej pary koni, i to mi przepada. Aj, moi kochani, gdzie sprawiedliwość jest? Wy wiecie, co ja w tym czasie przecierpiałem, co ja miałem nieprzyjemności, kosztu, ambarasu... Czy to się opłaci?
Chciał Icek mówić dalej, ale stangret mu przerwał:
— O, o... Icku! znów ten sam hamerykan... wyjeżdża z lasu...
— Prawda... popędzajcie konie... on nam już nie ucieknie!
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/197
Ta strona została skorygowana.