Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/212

Ta strona została skorygowana.

— Jestem Maciej ***.
— Niepodobna! syn Bonawentury, wnuk Marcina!
— Tak pani.
— A niechże cię uściskam! niechże cię do serca przytulę! toć krewni jesteśmy, nie stryjeczni, ani cioteczni, ale krewni... bo widzisz, — i zaczęła rozpowiadać swoje stosunki rodzinne, z których wynikało, że mąż jej, nieboszczyk, był rzeczywiście skuzynowany w dość dalekim stopniu z ojcem pana Macieja.
— Nie znaliśmy się dotąd — mówiła staruszka, — bo ja nie mieszkałam w tych stronach i dopiero od roku osiadłam w Zawalinie, majątku, który należy do wnuczki mojej, od niedawna, drogą spadku. Niechże cię uściskam, drogi panie Macieju, a oto jest — dodała, wskazując na młodą osobę, — oto jest właśnie moja wnuczka Helenka. Złote dziecko, jedyna moja pociecha na tym świecie...
Pan Maciej uścisnął rączkę złotego dziecka w milczeniu, a babcia mówiła dalej:
— Chyba nas dowieziesz swymi końmi do miasta, kochany kuzynie, a tam albo nam powóz zreparują, albo się kupi jaki koczobryk wygodny, bo to jeszcze kawał drogi do Zawalina, ogromny kawał.