a co tam robił — tego nikt nie wiedział i nie domyślał się nawet. Mateusz ani czytać, ani pisać nie umiał, obce mu były również wszelkie cyfry, ale z rachunkami dawał sobie radę. Robił kozikiem różne znaczki na kiju, a takie akuratne i dokładne, że nawet Abram Pinkt, który w buchalteryi kredą na szafie bardzo był biegły, nigdy Mateusza w pole wyprowadzić nie mógł. Chłop ząb za ząb się kłócił i zawsze żyda przekonał. Najczęściej wynikały spory przy rachunkach za kwiczoły, jemiołuszki i wogóle drobne ptaszki. Abram mówił:
— Słuchajcie, Mateuszu, we wtorek był jeden mendel i trzy ptaszki, we czwartek jeden ptaszek i dwa mendle... to razem dwa mendle i pięć...
Mateusz uśmiechał się tylko.
— No, mówię wam wyraźnie: dwa mendle i pięć sztuk... Co więcej żądacie?
— Nic... jeno mi Abram zapłać, co się należy.
— Owszem, zapłacę.
— To liczcie jeszcze raz.
— We wtorek mendel i trzy.
Mateusz spojrzał na swój kij, policzył palcem karby, kiwnął głową i rzekł:
— No, tak.
— We czwartek — mówił dalej Abram — jeden i dwa mendle.
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/25
Ta strona została skorygowana.