Aczkolwiek prosty chłop i niepiśmienny, Mateusz przecież coś rozumie — zdaje mu się nawet, że dużo rozumie. Nieraz, mając czas wolny, położy się w polu pod krzakiem, albo zimową porą w izbie na przypiecku, i myśli. Myśli o zwierzynie, ptakach, sidłach, a wreszcie i o sobie samym, o nieustannym zatargu z tymi, którzy go śledzą i tropią, jak dzikiego zwierza. Jest na świecie dużo rzeczy niezrozumiałych... Abram, na przykład, nie może zrozumieć, dlaczego wolno zabić zająca w grudniu, a nie wolno w maju; dlaczego w pewnym okresie czasu zabity zając jest przedmiotem wolnego handlu i może być sprzedany tak jak jest; w innym znów ma koniecznie mieć pieczęć lakową na uchu... a jeszcze w innym okresie staje się kontrabandą, którą zabierają, konfiskują, jak defraudowaną wódkę lub szwarcowany tytuń.
Abramowi to się w głowie nie mieści!... boć przecie dla zająca jest wszystko jedno, czy zostanie zjedzony w tym lub owym miesiącu, czy po śmierci będzie miał opieczętowane ucho, czy nie... On zapewne wolałby żyć i nie spotykać się nigdy ani z Mateuszem, ani z Kogucińskim, ani z tymi panami, co urządzają sobie polowania dla zabawki...
Myśli, zaprzątające Mateusza, są cięższe, poważniejsze, a co prawda i trudniej rodzą się
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/28
Ta strona została skorygowana.