dmie przez sukmanę, przez kożuch, wierci jak świderkiem, aż do kości...
Taki najgorszy. Lepiej w trzaskający mróz wędrować, niż podczas wiatru.
Już jest las — jeszcze kawałek do chaty Kogucińskiego, najwyżej pół godziny drogi. Trzeba pośpieszyć.
Stary wyga Kogut, przez grzeczność Kogucińskim nazwany, choć jego dziad i pradziad Kogutem po prostu się zwał, ma różne sposoby na rozgrzanie. Drzewa nie kupi — więc piec u niego w izbie zawsze gorący, a i flaszę niejedną chowa w ukryciu... Taki ma życie porządne. Pensya go dojdzie, ordynarya, fantowe, a i za skórki coś kapnie... Słowem pan — i nie goni go nikt, po sądach nie włóczy, wyrokami nie trapi, kozą nie grozi...
Śnieg ścieżki pozawiewał, ale to dla Mateusza głupstwo. Idzie śmiało, nie pyta — byle prędzej pod dach, do ciepłego pieca, do flaszy... Wiatr szkaradny z każdą chwilą się wzmaga... szczęśliwy, kto nie potrzebuje domu w takiej chwili opuszczać!