mógł nic wymiarkować. Głos był przytłumiony, dobywający się jak gdyby z piwnicy. Mateusz poznał tylko, że to lamentuje żyd i że głos jego dziwnie jest podobny do głosu Abrama.
Co, u licha?
Powoli, z zachowaniem wszelkich ostrożności, szedł Mateusz ku miejscu, z którego odzywały się jęki, a po chwili nie miał już żadnej wątpliwości, że ratunku wzywa Abram.
— Abramie! Abramie! — zawołał — gdzie jesteście?
— Albo ja wiem? — odezwał się głos płaczliwy, prawie przy nogach Sikory — albo ja wiem?... Jestem w bardzo niedobrem miejscu.
— Skądżeście się tu wzięli?
— Ja nie wiem, dalibóg! Była gęś... gęgała... chciałem ją wziąć... ziemia się zapaliła, wpadłem... gdzie?... może do piwnicy, może do suchej studni...
— Aha! — rzekł Mateusz — to już wiem: wpadliście w wilczy dół.
— Wszystko mi jedno, gdzie wpadłem, tylko pomóżcie mi wyleźć, mój panie Mateuszu, ja was bardzo proszę, pomóżcie mi... ja wam doskonale sprawę poprowadzę, ja wam świadków dobrych dam, ja was poczęstuję, tylko mnie stąd wyciągnijcie...
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/39
Ta strona została skorygowana.