— Ciągnę, a wy rękami i nogami pomagajcie sobie... aby na wierzch.
— Aj, aby na wierzch!...
Mateusz oparł się silnie na nogach i ciągnąć zaczął. Nie łatwo to szło, bo Abram był ciężki; uniósł go jednak na pół łokcia w górę.
Nagle Abram zawołał:
— Czekajcie!
— Cóż?
— Spuśćcie mnie jeszcze na dół... zapomniałem...
— Czego?
— Nu, trzeba przecie zabrać gęś... po co ona w dole ma zostawać...
— Toć nie wasza.
— Jakto nie moja? czyja ma być?
— Tego, który dół zrobił.
— Niech go nieszczęście spotka za ten dół, a gęś moja, bo ją znalazłem; niech choć to mam za moje cierpienie, za strach...
— Owaryował stary! — mruknął Mateusz, popuszczając sznur.
Abram namacał przedmiot swych poszukiwań, uczepił go u pasa i zawołał:
— Nu, Mateuszu, już!
Chłop wytężył wszystkie siły, pociągnął... ale zaledwie do wysokości łokcia mógł Abrama podźwignąć. Ziemia była pokryta śniegiem,
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/41
Ta strona została skorygowana.