— No, a dlaczego na przynętę wzięliście gęś?
— A cóż miałem wziąć?
— Trzeba było użyć na taki interes taką malutką, całkiem malutką, za pozwoleniem... świnkę, to jabym w dole nie nocował, ani Mateusz też.
— A kto was tam wiedział, że się złakomicie — rzekł gajowy.
— Już przepadło — rzekł Abram; — co się zrobiło, to się nie odrobi; tymczasem, panie Koguciński, ja do was szedłem według tych skórek.
— Jak dobrze zapłacicie, to sprzedam.
— I ja też do was szedłem, Janie — dorzucił Mateusz.
Koguciński na niebo spojrzał.
— Jeszcze ludzie śpią — rzekł, — ale trzeba się śpieszyć. Abram, jak Abram... może u mnie w chałupie być; ale Mateusz... Niechnoby przypadkiem leśniczy albo rządca obaczył go w mojej stancyi, toby mnie w net na cztery wiatry przepędzili... a co prawda miejsce złe nie jest.
— Ja wam też, Janie, przeszkody robić nie chcę — odezwał się stary kłusownik; — cały mój do was interes to jeno według owego głupiego dąbka, co mi o niego sprawę zrobili.
— Niby jak?
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/56
Ta strona została skorygowana.