Klapnął Abrama w dłoń, aż się rozległo po izbie.
Żyd się skrzywił, lecz z targu był kontent.
Koguciński przyniósł z komory skórki; obliczyli, ile za wszystkie razem wypada, przyczem nie obeszło się bez sprzeczek, ale ostatecznie doszli do ładu.
— No, Bogu dzięki, już! — rzekł Abram — teraz będę mógł spokojnie iść do domu.
— A, jeszcze nie...
— Dlaczego?... Przecież wam za wszystko zapłaciłem co do grosza...
— Należy się jeszcze za gęś.
— Co?... albo ja u was kupowałem kiedy gęś?...
— Wszystko jedno... zadusiliście mi jedną tam w dole.
— Wstydźcie się, panie Koguciński, takie głupstwa powiadać... Gdzie w tem rozum, myśl? Aj, jaką ciężką głowę macie! Wam się należy za gęś, którą miał zjeść wilk... Gdyby ją zjadł istotnie, czy zapłaciłby za nią?...
— Zdjąłbym z niego skórę.
— To nie jest moneta.
— Ja z was też zdejmę kapotę, skoro pieniędzy dać nie chcecie.
Koguciński spojrzał przy tem tak ponuro i groźnie, że Abram cofnął się przestraszony.
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/65
Ta strona została skorygowana.