— Chyba wyście, Abramie, owaryowali na starość... Co też wam do głowy przychodzi!... czy myślicie może, że ja się was boję? Koniec świata prawdziwie!... jak żyję, nic podobnego nie słyszałam...
— Niech się pani nie obraża, niech się pani nie gniewa... Pani wiadomo, że ja jestem stateczny żyd, stary człowiek i że mam w głowie same skórki; mnie też wiadomo, że pani Kogucińska jest kobieta stateczna, też już niemłoda...
— No, no... chyba mi Abram w zęby nie zaglądał...
— Aj, aj! o co się gniewać? Pani Kogucińska jest kobieta godna, porządna, a w tej chwili ma w głowie tylko trochę soli, trochę pieprzu i trochę korali... więcej nic. Oddzielnie to pani Kogucińska jest osoba, i ja też jestem osoba... ale w drodze to my potrzebujemy jeszcze jednej osoby... Niech Koguciński jedzie z nami.
— Mówiłem, że o pozwolenie trzeba prosić.
— To co? jechać na leśniczówkę i poprosić.
Koguciński spojrzał na żonę, a ta skinęła głową nieznacznie — poszedł więc konia zaprządz.
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/68
Ta strona została skorygowana.