— Oj, Mateuszu, Mateuszu — mówił Abram wzdychając, — na świecie nie zawsze dobrze jest. Człowiek żyje, handluje, czasem trochę szachruje, zarobi albo straci... ma z tego kawałek chleba.
— Ha, jak na świecie. Każdy podług swojej kalkulacyi.
— Nie do tego ja moją mowę prowadzę, Mateuszu, wcale nie do tego. Zarobić każdy, potrzebuje... tak czy owak... zapłacą mu lepiej, albo gorzej... to zwyczajna rzecz, na to jest świat, na to handel; ale czasem trafi się taki interes, co nie jest handlowy, a gorszy niż najgorszy handel.
— Nie wiem, o czem chcecie mówić.
— Moi kochani, narzekacie nieraz, że obrachunek z żydem jest ciężki; ale wierzcie mi, że sto razy cięższy jest rachunek z ludzką sprawiedliwością. Z żydem może być tylko kwestya o parę złotych, o parę rubli: wy mówicie, że, dajmy na to, dziewięć... ja powiadam cztery; wy trochę