— Widziałem ja ludzi, którzy umierali cicho, spokojnie, bez krzyków i bez strachu... ot, niejeden przysposobi się na śmierć, a gdy ona przyjdzie, westchnie tylko, i już po nim... Dusza uleci, niby gołąbek, a umarły leży sobie, jakby spał. Owszem, wypięknieje nawet na gębie i uśmiech taki ma, jakby mu bardzo błogo było...
Żyd aż podskoczył na saniach.
— Niech nasze wrogi taką błogość w sercu mają! Wy jesteście gruby człowiek, wy się nie znacie na takich interesach, wy nie wiecie nic...
— A cóż wam wiadomo?
— Nawet nie wiem, czy warto wam opowiadać, czy wy potraficie to zrozumieć.
— Ha, dlaczego nie? toć się słyszało niejedno.
— Nie będę wam mówił, jak wygląda anioł śmierci... niech jego moje oczy nie widzą!... nie będę wam mówił, z jakim bólem dusza z człowieka wychodzi... bo powiadacie, że ona wyfruwa, jak ptaszek... Dobrze, ale co dalej ten ptaszek robi? z kim ma do czynienia?
— Albo ja wiem, jak po waszemu tłómaczą takie rzeczy.
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/80
Ta strona została skorygowana.