złym człowieku, co wielu biednych ukrzywdził i gałgan był. Wiecie, co się z nim stało?
— No?
— Dusza jego weszła, za pozwoleniem, w kurę. Ten człowiek kurą został i należał po kolei do wszystkich, których ukrzywdził.
— To ci komedya!
— Ładna komedya!... On musiał ciągle jajka nosić, dopóki nie zniósł tyle, ile wartość krzywdy wynosiła.
— Abramie — przerwał Mateusz, — mnie się widzi, że takiem prawem wasza dusza wejdzie w zająca.
— Tfy!
— Skoroście skórkami handlowali... może was jeszcze kiedy na wnyk złapię.
— Wstydźcie się! paskudną gębę macie... nie można z wami rozmawiać jak się należy.
— Bo też gadacie nie wiadomo co.
Abram przestał mówić. Aż nadto rozumiał, że od ciasnej, zakutej chłopskiej głowy delikatne słowo odskakuje jak groch od ściany. Czy warto rzucać perły przed takim? Nie.
Noc już była na schyłku, na wschodzie zaczynało przeświecać, w oddaleniu błyszczało czerwonawe światełko.
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/84
Ta strona została skorygowana.