żące tak, że gdyby nie tabaka, w obfitych zażywana dozach, ławnicy zasnęliby na dobre.
— Mateusz Sikora, oskarżony o kradzież drzewa z lasu, — zawołał donośnym głosem pan sekretarz.
Rozpychając łokciami tłum, Mateusz wystąpił przed kratki i pokłonił się nizko.
Skarżącym był pan Barnaba, ekonom folwarku, mąż, jak się niebawem przekonamy, w piśmie biegły, nawet stylista, głęboko pojmujący wartość skradzionego dąbka i zadanie sądu.
Przytaczamy, dla jasności rzeczy, dosłowny tekst skargi, na skutek której Mateusz stanął właśnie przed kratkami.
Brzmiała ona tak:
„Prześwietny sądzie! Wiadomo, że ze wszystkich szelmów i gałganów polnych, leśnych i wodnych, jakie ta święta ziemia żywicielka nasza nosi i dziw, że nie otworzy się i żywcem ich nie poźrze, najgorszy i najprzebieglejszy, we wszystkich sztuczkach wypraktykowany jest Mateusz Sikora, włościanin ze wsi Kurki, żonaty, dzietny i trudniący się wszelkiem łajdactwem, jako to polowaniem na cudzym gruncie, łapaniem zwierzyny w sidła, tudzież kradzieżą drzewa w lasach należących do J. W. mego dziedzica, co jest przeze mnie strzeżone
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/92
Ta strona została skorygowana.