da — mnie u was tak dobrze mój ojczulku!
— A no to siedźże sobie, kiedy ci dobrze, mówię wpół ze złością, wpół z uśmiechem, siedź dopóki za mąż nie pójdziesz, a ona mi znowuż na to: — „nie ojcze.“
Trzasnąłem drzwiami i poszedłem w pole, bo cóż robić z taką dziewczyną upartą.
Tak się żalił pan Wojciech przed żoną z początku co dzień, późniéj co tydzień, aż nareszcie przyzwyczajono się do myśli, że Zosi jest dobrze i pozostawiono jéj zupełną swobodę.
Korzystała dziewczyna z téj swobody; czytała dużo, pisywała jakieś listy, a Jasiek co zwykle „po pocztę“ do miasteczka jeździł, przywoził ztamtąd różne książki, dzienniki i listy, nad czytaniem których schodził nieraz dzień cały dziewczęciu.
W klonowskim dworze było smutno i cicho.
Zosia bladła i mizerniała, a gdy czasem matka przyszła do niéj i całując jéj główkę złotą pytała:
— Co tobie dolega, dziewczyno?
Zosia całowała jéj ręce, mówiąc:
— Bądźcie spokojni, moi drodzy, jam zdrowa.
— Ale ty masz jakiś smutek.. czy żal...
— Do kogóżby? mateczko.
— Czy ja wiem, do kogo? myślę, zgaduję, po nocach nie sypiam, a odgadnąć nie mogę... nieraz przychodzi mi na myśl, czyś ty czasem nie pokochała kogo? i dla czegoż sekret przed nami? czy kto twoją wolę krępuje... przyznaj się Zosieczku, ty kochasz.
— O tak... ja bardzo kocham, matusiu.
— Kogoż to, mój aniołku?
— Kogo? kogo? czy wy nie rozumiecie tego, że można kochać co, nie tylko kogo? Czy wy nie pojmujecie miłości bez mężczyzny? uczucia dla idei?
— Dziecko moje, ty masz gorączkę...
— Ja mam istotnie gorączkę, która mnie pali w piersiach! ja mam pragnienia i cele wyższe nad waszych mężów, gospodarstwa, kury i indyki! — ja pomiędzy wami jestem jedna i samotna, mnie tu nikt nie rozumié, nie pojmuje... jam sama, sama na świecie... z ideą, którą ukochałam nad życie...
I z temi słowy wyszła do swego pokoju i wybuchnęła głośnym, długo hamowanym płaczem...
Ból długo w piersi tłumiony wybucha zwykle jak wulkan i rozlewa się potokiem łez i jęków...
Téj nocy w dworze klonowskim nikt nie spał.
Ojciec wstał nazajutrz bardzo rano w najgorszym humorze.
Zosia z oczami czerwonemi od łez, ze wschodem słońca wyszła do ogrodu, a poczciwa matka tak była przejęta myślą o możliwości zakochania się w idei, że wyszedłszy na folwark spytała ekonoma:
— A dawnoście wypędzili idee na pastwisko?
— To niby względem jakiegoś, na ten przykład bydła, jaśnie pani się pyta?
— Przecież wyraźnie pytałam o krowy.
— A — względem krowów niby, to jeszcze proszę jaśnie pani, słońce z za stodoły nie wyjrzało, jakem Maćkowi nawymyślał, że późno bydło wypędza...
Był czas, w którym zdawało się, że wszystko do normalnego stanu powraca.
W Klonowie przed gankiem widywano często amerykankę, lub téż dzielnego kasztana
Strona:Klemens Junosza - Fragment z dziejów jasnowłosej główki.djvu/4
Ta strona została uwierzytelniona.