Strona:Klemens Junosza - Globosa.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.
—   51   —

I iść nie pragnę wraz z ludźmi pospołu,
Ani téż gonić wraz z nimi w zawody,
Bo to nie warto i fajki popiołu...
................
A jednak, niegdyś... kiedy byłem młody...

— Czy uważasz?... kiedy byłem młody, silny, ufny w moc swoją, o! wówczas, powiadam ci szczerze, rwałem się do życia.

I kto me myśli odgadł jakim trafem,
Ten wierzył pewnie, że wiele podźwignę,
Że ciężar wielki na barki pochwycę,
Że ciskać będę myśli błyskawice...
A może wielu daleko prześcignę! —
Bo téż płonęło we mnie, jak w wulkanie,
Co gotów zawsze rzucić ognia wybuch...
Ale téż wcześnie — w młodości zaranie,
Świat moje ognie jął ssać, jak przez cybuch..
I ciągnął mocno — aż skwierczało we mnie,
Jak w staréj fajce, kiedy się rozpali.
..............
Chciałem się bronić — ale nadaremnie,
Bo usta świata były jak ze stali...
I miały kłami uzbrojone szczęki —
Jak u potworów biblijnych i smoków!...
Był czas, że chciałem wyrwać się z tych oków,
Że błysnął we mnie płomyczek maleńki...
Iskierka drobna... lecz i ta przepadła
Przy większych ogni połysku i świetle...

Zwiesiłem głowę, jak rataj u radła,
I tak czekałem, aż się całkiem zetlę...
A za mym śladem wlokłem dymy sine.
Może w tych dymach... — a któż to policzy? —
Były niekiedy pierwiastki... goryczy;
Możem w nich zgubił serca odrobinę,
Albo garść prawdy rzuciłem niechcący...
Lecz szkoda było i myśli i... rymu!
Gdyż nie umiałem robić pochlebstw dymu,
A z ognia prawdy... dym bywa gryzący...