Strona:Klemens Junosza - Globosa.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.
—   56   —

ta urokiem tajemnicy, pochłonęła całą moją istotę. Byłem zachwycony, dumny, szczęśliwy... Blizko rok trwała ta sielanka... blizko rok zachwytów i marzeń najpiękniejszych... Zerwanie zaskoczyło mię nieprzewidzianie i... nagle. Panna kazała mi zapomniéć o wszystkiém... szukać szczęścia w życiu... a sama... poszła za bogatego barona i osiadła wraz z nim w pięknym, ustronnym pałacyku wiejskim, gdzie, jak się domyślać mogę, powtarzała owemu baronowi takie same przyrzeczenia i przysięgi, jakie ja niedawno od niéj słyszałem. W pierwszéj chwili uniesienia, wściekłości i gniewu miałem zamiar zamordować ich oboje — ale po chwili zastanowienia się i rozmysłu opadły mi ręce... Owładnęła mną szczególna jakaś apatya... zniechęcenie do świata i do życia... Potysiąckrotnie zadawałem sobie to pytanie: po co żyć, kiedy wszystko tak przewrotne, fałszywe, za blichtrem próżnym i świecidłami goniące?... Po co?... po co grać tę nieustającą komedyę, być świadkiem udawania ciągłego i obłudy?... Przepędziłem bezczynnie kilka tygodni, a przez ten czas zastanawiałem się nad sytuacyą własną, nad przyszłością.
Postanowiłem wyjechać jaknajdaléj, opuścić strony, w których doznałem tak przykrego zawodu i rozczarowania. Zrzekłem się wszelkich wybitniejszych marzeń i planów, postanowiłem pracować na skromném stanowisku. Prosiłem, żeby mi dano posadę nauczyciela gimnazyum daleko gdzieś, daleko. Prośbie mojéj stało się zadość...
Gdy jechałem na koléj, aby zdążyć na pociąg, mający mnie odwieźć na miejsce przeznaczenia, ujrzałem Andzię obok jasnowłosego barona. Rozpromieniona, szczęśliwa, dążyła również do kolei w eleganckim powozie. Że mnie poznała, to wiem, bo odpowiedziała na mój ukłon lekkiém, zaledwie dostrzeżoném skinieniem głowy i ironicznym uśmieszkiem.
Odwróciłem oczy i nie widziałem już jéj więcéj.
Przybywszy na miejsce, objąłem obowiązki i oddałem się pracy z całym zapałem i gorliwością; wszystkie wolne od lekcyj chwile poświęcałem czytaniu moich ulubionych autorów, zbieraniu materyałów do dzieła, które zamierzałem napisać. Praca, jakkolwiek przynosiła mi ulgę znaczną, nie dawała jednak tyle przeze mnie upragnionego zapomnienia i spokoju duszy.
Zacząłem doznawać jakiéjś dziwnéj, nieopisanéj tęsknoty.