Badania trwały daléj.
Z nich dowiedziała się pani Helena, że panna Marya straciła rodziców bardzo wcześnie i że wzięła ją na opiekę ciotka, wdowa po aptekarzu w jedném i miasteczek południowéj Francyi.
Że następnie ciotka dla edukacyi wychowanicy, sprzedała swój domek i aptekę i przeniosła się do Paryża, gdzie żyła z renty i posyłała pannę Maryę do jednéj z pierwszorzędnych pensyj paryzkich...
Ta część opowiadania przypadła bardzo do gustu pani Kalasantowéj.
Nauczycielka jéj córek kształciła się w Paryżu, a ponieważ ma uczyć dzieci tego co sama umie, więc przy odrobinie dobréj woli, można będzie, nie obciążając kłamstwem sumienia, zapewnić, że panny Wandzia i Izia otrzymały prawdziwie paryzką edukacyę. Co to za honor i jakie zaimponowanie sąsiadkom, których guwernantki były pochodzenia czysto krajowego, lub też w najlepszym razie, przepędziły młodość w Szwajcaryi, gdzie według wszelkiego prawdopodobieństwa, doiły krowy, albo co gorzéj jeszcze... kozy.
Pani Kalasantowa jeszcze przed wyjazdem do Paryża, postanowiła nauczyć się wymawiać literę r w sposób francuzki i z podziwieniem pomyślała sobie, że rudowłosy Jojna, pachciarz, posiada tę sztukę w stopniu wysokim, chociaż prawdopodobnie nigdy w życiu swojém z prawdziwym paryżaninem nie rozmawiał.
Jeżeli pierwsza część opowiadania bardzo się pani Helenie podobała, to druga za to wprowadziła ją w zachwyt tak dalece, iż postanowiła przy pierwszéj sposobności przesłać do Warszawy pod adresem madame de Cornichon, pięć korcy kartofli, oraz odpowiednią ilość masła, grzybów, drobiu i tym podobnych specyałów.
Rzeczywiście było też za co, panna Marya bowiem przez dwa lata pełniła obowiązek nauczycielki w domu hrabiowskim i posiadała ztamtąd bardzo zaszczytne świadectwa.
Guwernantka z hrabiowskiego domu! to zaprawdę nie żarty.
Czortow od chwili założenia swego nic podobnego nie widział. Ucieszona dama postanowiła bardzo grzecznie traktować pannę Maryę, boć przecież nauczycielki od hrabiów nie trafiają się codzień, a rozkosz zaimponowania sąsiadkom, jest rzeczą wcale ponętną.
Gdyby tylko ta, co taki honor miała domowi przynosić, była trochę brzydszą, gdyby miała nos krzywy, garb na plecach, albo przynajmniéj ślady po ospie! Wówczas byłaby nieoszacowaną zaprawdę — tysiącami wartoby było opłacać jéj pracę i jéj obecność.
Ale, jak na złość, młoda osoba była bardzo piękną.
Posiadała rysy twarzy regularne, wzrost wysoki, figurę zgrabną, a przytem miała ułożenie pełne wdzięku i jakiejś powagi.
Od pierwszego wejrzenia musiała się podobać i nakazywała szacunek.
Ubierała się bardzo skromnie, czarno, ale z prawdziwą elegancyą i z gustem wolnym od wszelkiéj jaskrawości i przesady.
Grała bardzo ładnie i grała rzeczy poważne, których napróżnoby szukał w repertoarze pani Heleny, która grywała jedynie polki przypominające siekanie kotletów, oraz modlitwę dziewicy, który to utwór ze względu na datę kompozycyi, powinien się już dzisiaj nazywać „modlitwą prababki.”
Kiedy dzieci zabrały się do pierwszéj lekcyi, pani Kalasantowa wziąwszy jakiś romans do ręki, udała się do
Strona:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.