swego pokoju.
Było to jakby sanktuaryum.
Wolno tu było wprawdzie wchodzić panu Kalasantemu, ale bez fajki. Rzecz naturalna, w świątyniach się nie kopci.
Tu stała bardzo elegancka i wygodna kozetka, na któréj zacna dama przepędziła w ogólnéj sumie kilka lat swego życia.
I teraz rzuciła się na nią z pewném wdzięcznem zaniedbaniem, ukazując pulchne nóżki w takiéj pozie, ażeby się jak najmniejszemi wydawać mogły, oraz z obszernego rękawa negliżu wychylając aż poza łokieć rękę białą a piękną.
Habrowe oczy zwróciła w sufit i usiłowała policzyć wszystkie pro i contra tyczące się młodéj osoby.
Stron dodatnich było bardzo wiele: edukacya paryzka, akcent w który ostatecznie trzeba było uwierzyć, dwuletni pobyt w domu hrabiowskim.
Z téj strony nie znalazło się nic do nadmienienia, owszem cieszyć się raczéj wypadało z tak pomyślnego obrotu rzeczy.
Wszakże z drugiéj strony, piękność téj kobiety dawała wiele do myślenia.
Dwie primadonny na jednéj scenie, to za dużo, a pani Helena chciała być primadonną.
Tu, smutny obowiązek opowiadacza każe mi być niedyskretnym.
Czynię to z prawdziwym bólem serca, do którego od młodości mam skłonność, ale muszę rad nie rad podnieść zasłonę pokrywającą jednę z bardzo skrytych tajemnic pani Heleny...
Biedna kobieta nudziła się, a nudy to okropne cierpienie!
Leczyła się na nie czytaniem romansów francuzkich, a ponieważ szczerze sympatyzowała z bohaterkami tych utworów i los ich porównywała z własnym, przeto przyszła do wniosku, że jest bardzo nieszczęśliwą.
Zagrzebana na prowincyi, oddalona od zabaw i wykwintnego życia salonów (których co prawda nigdy nie widziała), przyszła do przekonania, że mąż jéj jest nudnym, niezabawnym, że jéj nie kocha i że ona wreszcie jest ofiarą, nieszczęśliwą ofiarą, któréj życie staje się prawdziwą kulą u nogi.
Inna ofiara zajęłaby się hodowlą drobiu i dozorem nad dziećmi, pani Helenie trzeba było czego innego.
Żądała nadzwyczajności.
Wychodziła też częstokroć na groblę i stawała na moście w pozach najbardziéj melancholicznych, w tém przekonaniu, że może od strony Dziurawéj Woli lub Łatańcowa nadjedzie rycerz jaki, który ją pokocha i monotonność życia rozerwie.
Ale oczekiwania jéj były bezowocne.
Przejeżdżali żydzi ze słomą i chłopi
Strona:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.