któréj malowała się gorycz pewna i pogarda życia. Serce jéj budziło się, zdawało jéj się że znajduje nareszcie upragniony ideał i zaczęła snuć sny złote, nie wychodząc wszakże poza granice marzeń jedynie.
Kobiety w ogóle, lubią goić rany, lubią sklepać strzaskane serca i nawracać dusze, co już we wszystko wiarę straciły — a pani Helena była kobietą.
Kto wie coby z tego wynikło, gdyby okoliczności zechciały sprzyjać potemu, gdyby spotkany nareszcie bohater znalazł sposób przedstawienia rycerskiéj odwagi i siły.
Zawiązek dramatu był już gotów, brakowało tylko odpowiednich dekoracyi. A tu jak na złość ten Leon, co z takim wdziękiem umiał opowiadać swe cierpienia, w chwilkę potém zasiadał do kolacyi i jak najzwyczajniejszy śmiertelnik pił wódkę i jadł kotlety z groszkiem, z apetytem drwala, co przed chwilą załatwił się z furą krętéj i sękatéj dębiny.
Czyż i bohaterowie są tak pospolici i prozaiczni??
Raz, podczas jednéj z długich rozmów w cienistym lipowym szpalerze, zdawało się pani Helenie, że Leon otworzy przed nią swe serce i że z warg jego sfrunie, jak gołąbek, upragnione wyznanie miłości.
Miała już nawet gotową odpowiedź, w któréj miała być mowa o pewnéj harmonii serc cierpiących, o sympatyi, o uczuciu budzącem się w sercu cierpiącéj przez całe życie ofiary, a zaraz po tém wyznaniu tchnącem pogodą sielanki, miały nastąpić łzy opłakujące fatalną pozycyę obojga.
Biała jak śnieg ręka pani Heleny, miała wyciągnąć się w przestrzeń z gestem tragicznym, a usta miały powiedzieć te słowa:
— Ale mnie mój drogi, niewolno marzyć o szczęściu — oto patrz, na téj szyi, o któréj mówisz że jest biała jak marmur, cięży żelazna obroża galernika... na tych białych rękach kajdany obowiązku... Tam stoi człowiek, do którego na całe życie przykuto mnie węzłem fatalnym... poddajmy się więc konieczności i cierpmy! cierpmy w téj nadziei, że może tam, poza światem, w krainie duchów, serca nasze złączą się w ogniu najczystéj miłości... Nad to nic więcéj nie możemy żądać...
Ta odpowiedź opracowana starannie i wymotywana zresztą w sposób godziwy, nie doszła do uszu pana Leona.
W chwili bowiem gdy już... już miał otworzyć zbolałe serce i puścić wodze wezbranym uczuciom... gdy pierś jego pod wpływem silnego wrażenia zaczęła falować, a oczy nabrały ognistego blasku, dobry anioł pana Kalasantego spuścił mu na nos kilka grubych kropel deszczu.
Skutkiem tego, pan Leon zamiast serca otworzył parasol i zaprowadził panią do pokoju — a głosy dwojga serc musiały umilknąć wobec dymiącego jak lokomotywa samowaru i spokojnéj fizyognomii cioci Figlisiewiczowéj, która dużo cierpiała i cierpiała na seryo, ale nikomu nie spowiadała się z tego...
Pani Helena patrząc w sufit dumała.
Co będzie, jeżeli Leon zobaczywszy nową nauczycielkę, uzna ją za godniejszą powiernicę swych tajemnic? Co będzie, jeżeli odda jéj swe serce i uszczęśliwi miłością? Co będzie? Znowuż pustka, próżnia, nicość, toż samo życie monotonne, bez wzruszeń, bez wrażeń, też same dni wlokące się powoli, jednostajnie, krokiem żółwia... Okropność! Och! ileż jest szczęśliwszą każda Kaśka lub Magda nie znająca pragnień wyższych, nie mająca marzeń, ani smutków utajonych na dnie serca.
Pani Helena miała zupełną słuszność.
Magda jest bezwarunkowo szczęśliwszą, albowiem nie układa się w romantycznych pozach na szeslągu, a za dwa złote na dzień napracuje tyle, ile pani Helena przez całe swoje życie nie zrobi.
Strona:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.