czuła się bardzo nieszczęśliwą, tak dalece nieszczęśliwą, że zazdrościła losu wyrobnicom i innym istotom, które według jéj przekonania, ani nerwów, ani serca nie mają.
Równocześnie z tém poczuciem nieszczęścia, budziła się w sercu owéj damy nienawiść dla młodéj osoby, któréj całą winą była młodość i piękność.
Pozbyć się jéj wszakże, bez obudzenia podejrzeń, było niepodobieństwem.
Wszyscy wiedzieli o tém, że obowiązki wykonywa z całą gorliwością, że nietylko wykłada dzieciom te przedmioty do których się zobowiązała, ale nadto przez ciągłą rozmowę i towarzystwo uczy je myśleć i wpaja w młodociane serca zasady szlachetne i zacne...
A jednak, według wewnętrznego przekonania pani Heleny, Czortów dla dwóch pięknych kobiet był stanowczo za ciasny...
Dumania pani Kalasantowéj skończyły się na tém, że wstała, usiadła do stolika i nakreśliła liścik.
Po chwili Jasiek jechał na pocztę i nie przeczuwając jak ważny dokument wiezie przy sobie, przyglądał się srokom i wronom co się za pożywieniem ku siedzibom ludzkim garnęły.
Jasiek czuł się obcym w téj stronie, z mazurskiéj wsi dostał się na Podlasie i nie mógł się do swego losu przyzwyczaić.
Nic mu tu nie przypominało rodzinnéj wioski, oprócz wron i srok skrzeczących na płocie. To też patrzył na nie i nie bez pewnéj sympatyi wyjechawszy za wieś, zaśpiewał:
„Ej, mówiła wronie sroka:
Nie łaź wrono po ulicy,
Bo wyleci chłop z kamieniem
I jesce cię okalicy”...
Biedne wrony! dla czegoż za każdym węgłem chłop z kamieniem na was czatuje?