Strona:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Powiedział pewien stary aktor, że łatwiejszem jest wykonanie największéj roli, wyuczenie się jéj i wystudyowanie, aniżeli utrzymanie się w charakterze do końca spektaklu.
Ta prawda znajduje potwierdzenie zarówno w życiu jak i w historyi.
Trzeba silnéj, żelaznéj woli, żeby, jak powiada ów aktor, wytrwać w charakterze i nie wyjść z niego aż do zapadnięcia kurtyny, a przyzna też każdy, że łatwiéj jest raz rzucić się w wodę lub ogień, dla wyratowania bliźniego, aniżeli przez długie lata pilnować go w chorobie...
To fakt nie ulegający zaprzeczeniu...
Nawet wyjątkowi ludzie, zajmujący piękne i pokaźne karty w dziejach świata, nie mogli być sobą aż do końca.
Każdy z nich prawie zapieczętował swoją karyerę jakiemś kolosalnem głupstwem, któregoby nie przebaczył nikomu.
Cóż więc dziwnego, że sierota, która wyszła w świat z silnem postanowieniem opancerzenia serca żelazną tarczą ostrożności, rozsądku i zaparcia się, pomimo najsilniejszych postanowień, nie mogła zapanować nad uczuciem i — pokochała.
Nie ma nic głupszego nad serce: jak ćma lub komar leci ono w płomień zwabione jego jasnością i jak ćma lub komar opala sobie skrzydła, lub też ginie na zawsze...
A nie patrzy, nie bada czy ów płomień pochodzi z czystych, czy też wydobywa się z jakichś podziemnych źródeł, wybuchających przepaloną lawą i popiołem.
Wieszcz wschodni przyrównywa moc miłości do mocy śmierci — i częstokroć ma słuszność. W dzisiejszym nawet wieku, który wszyscy zmateryalizowanym zowią, pierwsza bywa niejednokrotnie bezpośrednią przyczyną drugiéj. Czyż mało mamy tego przykładów? A oprócz tego wiedzieć jeszcze należy, że największym niebezpieczeństwom podlega serce sieroce.
Nie znało co rodzicielska pieszczota, co miłe ciepło rodzinnego gniazda, wszędzie spotykało chłód, obojętność, zimno.
Ono też jak wędrowiec przeziębły nawskroś wśród zimowéj zamieci, pożąda ognia, pożąda kąta w chacie, do któréj nie dochodzą wichry rzucające w oczy śnieg zmarznięty...
Ale dość już tych lamentacyj, bo mógłby kto myśleć, że kreśli się tu wstęp do mowy pogrzebowéj, lub do czegoś smutniejszego jeszcze.
Pozostawmy to specyalistom, do nas należy życie, to wesołe, piękne, rozkoszne życie, w którem obracamy się wszyscy jednocześnie jako widzowie i aktorowie zarazem śmiesznych fars, jak i podniosłych tragedyj... to piękne