pojęć zwyczajnych... pospolitych ludzi...
— Panie...
— Przeczuwałem, że w pani zawsze znajdę duszę, która mnie zrozumie, serce pełne sympatyi, uważałem cię pani jak za młodszą siostrę i dla tego przed panią otworzyć muszę zupełnie serce, ażebyś się raz dowiedziała...
— Panie...
— Że ta, która jest dla mnie jasnem słońcem, życiem, nadzieją! zbawieniem! jest tu! jest blizko... oddycha tem powietrzem, depcze tęż samą ziemię... więc pozwól mi pani... o, pozwól...
— Panie Leonie...
— Pozwól bywać w twym domu, w zamiarze starania się o rękę panny Maryi...
Pani Helena podniosła się z krzesła blada; jak obrażona królowa wyprostowała się majestatycznie, zacięła wargi i wymawiając powoli każdy wyraz, rzekła:
— Panie, nie mam zaszczytu być matką nauczycielki moich dzieci i w ogóle nie mam zwyczaju wdawać się w sprawy sercowe ludzi pozostających u mnie w obowiązku...
To mówiąc zadzwoniła.
— Niech tu przyjdzie panna Marya — rzekła do służącéj — a pan, panie łaskawy, sądzę że najlepiéj zrobisz przedstawiwszy tajemnice serca bezpośrednio osobie interesowanéj.
Wymówiwszy te wyrazy, przeszyła Leona szyderczem, lodowatem wejrzeniem i wyszła do swego buduaru... płakać.
Mania podziękowała panu Leonowi za dobre chęci, za zaszczyt jaki jéj zrobił — ale odmówiła stanowczo.
Młody człowiek więc z sercem podwójnie strzaskanem i ostatecznie już pogruchotanem, pożegnał się i wyjechał gdzieś aż w Kaliskie podobno, gdzie wziął folwarczek w dzierżawę.
Odrzucenie tak świetnego jak na guwernantkę losu, dało okolicy przedmiot do rozmaitych przypuszczeń. Nikt wszakże nie domyślał się rzeczywistéj przyczyny, tylko pani Helena uśmiechała się złośliwie i groziła braciszkowi pulchnym, ustrojonym w pierścionki paluszkiem.
Strona:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.