specyałów, sposoby, których sekreta posiadała tylko ona jedna.
Poczciwa ciotka, i ona pragnęła przyłożyć się do edukacyi Wandzi i Izi, więc też wtajemniczała je potrosze w zasady sztuki gastronomicznéj, sądząc w prostocie ducha, że kobieta nieumiejąca smażyć konfitur, jest niewiele wartą w ogóle.
Niejeden bijący czołem przed wspaniałemi zasadami postępu, przyzna zacofanéj ciotce słuszność, przynajmniéj chociaż w czwartéj części.
W salonie było jeszcze bardziéj szaro aniżeli w innych pokojach. Gęste firanki i rolety do połowy spuszczone potęgowały mrok.
Guwernantka siedziała przy fortepianie i grała jakiś cichy, melodyjny utwór Szumana.
Palce jéj ledwie dotykały klawiszów, a głos instrumentu odzywał się jakby z daleka, jakby dźwięk fletni pastuszéj, gubiący się w cienistéj dąbrowie...
Taka muzyka usposabia do marzeń, do wyznań tego co się aż gdzieś na samem dnie serca ukrywa.
Uchyliwszy po cichu drzwi od sąsiedniego pokoju, wszedł pan Jan i usiadł na krześle przy Maryi, a podczas gdy palce jéj trącały w klawisze wypowiadał jéj swoje uczucia.
Słuchała go w milczeniu.
Mówił, że istnieje przeszkoda niezwyciężona prawie, w urzeczywistnieniu najdroższych jego planów i zamiarów, a ona odpowiedziała, że jéj jego zapewnienie wystarcza, że może czekać lata całe, poświęcić ten czas pracy, nie zmieniać trybu życia do chwili, w któréj on przyjdzie do niéj i powie, że skończone są chwile próby — że przyszła godzina szczęścia.
I mówiła to bez egzaltacyi i uniesień, ale głosem pewnym, nie drżącym, tym głosem, co to nie potrzebuje przysiąg, ani zaklęć — bo w nim samym mieści się powaga uroczystego ślubu...
Szczęśliwy pan Jan, zbliżył się do niéj, nachylił i chciał na jéj twarzyczce wycisnąć pierwszy pocałunek — ale odtrąciła go z lekka i podając mu rękę rzekła:
— Nie bądźmyż dziećmi, panie.
W téj saméj chwili, kiedy pan Jan niósł do ust podaną sobie rękę, na gościńcu prowadzącym od stacyi odezwała się trąbka pocztarska....
Brzmiała ona rozgłośnie i dźwięcznie, donosząc do dworu melodye krakowiaka, przeplatane zwykłym sygnałem pocztowym.
Na głos jéj p. Jan drgnął... i natychmiast wybiegł do jadalnego pokoju.
Strona:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.