Kalasanty nie przyjął, owszem, wypłacił wszystko co się należało i jeszcze dał dla choréj całą torbę jakiegoś ziela, które miało być radykalnem lekarstwem na suchoty... a jeżeli nie na suchoty... to przynajmniéj na kaszel i chrypkę...
Nazajutrz po herbacie nastąpiło pożegnanie, które nie obeszło się bez łez, bo obie dziewczynki całem sercem płakały nad stratą swojéj dobréj, kochanéj panny Maryi.
Musiała im przyrzec że powróci, że będzie jeszcze z niemi przez długie lata, a przynajmniéj dopóki za mąż nie powychodzą.
Pani Helena trzymała batystową chusteczkę przy nosie, co oznaczało u niéj wzruszenie, a pan Kalasanty targał szpakowate wąsy i miał szczerą ochotę wykrzyknąć:
— Ej! zostań pani, do milion kroć sto tysięcy! kiedy cię tu tak wszyscy kochają! bo i ja stary gotów jestem płakać za tobą...
Ale skończyło się na chęci. Nie wykrzyknął, bo pani patrzyła jakoś ceremonialnie i chłodno.
Kiedy Mania już była przy drzwiach, wszedł pan Jan i wyciągnął do niéj rękę na pożegnanie.
Odpowiedziała mu wzrokiem politowania i wzgardy, a ręce silnie przytuliła do siebie.
W przedpokoju czekała ją ciocia Figlisiewiczowa.
Dobra ta istota nie umiała nienawidzieć — a bała się kochać, żeby jéj i tego za złe nie wzięto.
Sympatye swoje kryła w głębi serca, a podczas pożegnania cofnęła się do przedpokoju, żeby i w tym razie być ostatnią... jak zwykle.
— Kochana panno Maryo — szeptała — tyś była dla mnie dobrą, nie dokuczyłaś mi w niczem. Niech ci Bóg da jak najlepiéj. Nie wiem dla czego odjeżdżasz i dokąd jedziesz, ale ja tu codzień modlić się będę za ciebie — bo cóż ja więcéj mogę? Weź to moja droga na pamiątkę, a pomyśl też czasem o téj staréj ciotce, co cię bardzo kochała. Weź, weź, to ci się może przyda na co.
I wsunęła jéj w rękę kajet z przepisami smażenia najlepszych konfitur... owoc kilkoletniego przepisywania niewprawnem piórem, barbarzyńską ortografią.
Późno już w nocy, wracał Wasil do domu od kolei, nucił sobie z cicha o kalinie krasnéj, o sokole jasnym i o diwie czarnobrywie i o siwych wołach, koraliczkach, czerewiczkach i tym podobnych akcesoryach szczęścia ludzkiego.
Strona:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.