Strona:Klemens Junosza - Hafciarz.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.
—   122   —

— Niech się pan z tem nie chwali i niech pan tego nie robi...
— Ciekawym dlaczego?
— Pan sobie całkiem kredyt zepsuje! Kto zechce wchodzić w interes z tak ryzykownym obywatelem?!
— Jednak dotychczas wschodzicie.
— Dużo się robi przez delikatność, przez grzeczność, przez chęć dogodzenia w potrzebie; ale to może się skończyć. Każdy człowiek lubi pewność i boi się o swoje pieniądze.
— Procent bierzecie ogromny!
— A widzi pan; panu się zdaje, że to sam procent, a to nie. Procent jest zwyczajny, ale trzeba do niego dodać wynagrodzenie za ryzyko, za ten kordeljas, którym pan tak wojuje na różne dzikie zwierzęta.
I rzeczywiście doliczali mu grubo: za kordelas, za dziczą skórę, za gromadę psów włóczących się po dziedzińcu, psów, które częstokroć godzinami całemi trzymały porządnego kupca w oblężeniu i nie pozwalały mu zsiąść z biedki, za przestrach, za nieakuratność w terminach, za to, że nie umiał dobrze arytmetyki, że nieustannie potrzebował pieniędzy.
To też biedny pan Ksawery był ciągle w opałach, ale nie brał tego do serca i tak się do swoich kłopotów przyzwyczaił, że gdyby go kto z nich nagle wyswobodził, to natychmiast postarałby się o nowe troski.
Taka już natura lekka i nieopatrzna.
Żydom opowiadał cuda o spodziewanych sukcesyach; o niesłychanie bogatej ciotce w Warszawie, o stryjaszku bezdzietnym mającym dobra na Bukowinie, a drugim — posiadającym kopalnie srebra w Ameryce.
Opowiadając od lat wielu o tych krewnych, sam nareszcie w istnienie ich uwierzył i nieraz, kiedy go kłopoty ciężej przygniotły, kiedy jaki fatalny termin nad nim zawisnął, wyrywał mu się z piersi okrzyk szczery, nie obliczony na efekt:
— Kiedyż nareszcie ta ciotka?!.. Czy do końca świata żyć będzie?!
Zdaje się, że i pewne przygody myśliwskie, te zwłaszcza, o których częściej opowiadał, aczkolwiek zmyślone i będące tylko wytworem fantazyi, utrwaliły się w jego pamięci tak silnie, jakby istotnie niegdyś widziane obrazy, i mówiąc o nich, przekonanym