— Że Józia za mąż pójdzie, a my zostaniemy pradziadkami.
— Pradziadkami, powiadasz?! i będziemy mieli takie małe prawnuki... takie jak tu w ogrodzie!
— Małe pędraki, co krzyczę i szarpią za faworyty...
— Dajże Boże jak najprędzéj!
I w istocie stało się coś podobnego.
Młody, pracowity rzemieślnik, uzyskawszy wzajemność Józi i zezwolenie wszystkich ośmiu dziadków, stanął z nią przed ołtarzem.
Wszyscy emeryci wygoleni, we frakach, asystowali przy ślubie, wszyscy chcieli prowadzić pannę młodą do ołtarza i bawili się wybornie na skromném weselu.
Nareszcie doczekali się prawnuka i pokłócili się przy téj okazyi po pierwszy raz w życiu. Każdy chciał mu dać swoje imię i upierał się przy tém, aż nareszcie rodzice chcąc pogodzić powaśnionych staruszków, dali infantowi imiona: Inocenty, Piotr, Jan, Ignacy,
Strona:Klemens Junosza - Historya o kilku emerytach i jednym fortepianie.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.