Strona:Klemens Junosza - Historya o kilku emerytach i jednym fortepianie.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

Te wszakże definicye zaprowadziłyby nas za daleko.
Świat nie surdut, a myśmy nie krawcy, nie przerobimy go tak łatwo; dobrze jeszcze jeżeli pracą kilku pokoleń choć jednę łatę tylko przyszyć na nim można.
I to już zysk czysty, boć zawsze co łata, to nie dziura świecąca nagością.
Wszystko idzie i pójdzie swym trybem, choćbyśmy usiedli, jak ongi żydzi nad rzekami babilońskiemi i uderzyli w niebo wielkim płaczem, życie nie wyjdzie ze swéj kolei; bogactwo zacięży ku dołowi, a nędza spłynie na wierzch jak plewa....
Otóż kiedy zakochani grali w zielone, a poeci nucili pieśni na cześć ptaków i kwiatów, w jednym drewnianym domku, na facyatce, widziano otwarte okienko, w którém z poza białych jak śnieg muślinowych firanek, spoglądały na świat czerwone główki fuksyi i gwoździków.
Między firankami wisiała klatka drewniana, a w niéj skakał żółty kanarek, a czasem usiadł na grzędzie i patrzył na gromadkę wesołą wrzaskliwych wróbli, używających z całą swo-