mi nabijanym krzyżykiem, kołysała się na karawanie; za nią postępowała zapłakana dziewczyna w czarnéj sukience, stróż, a o kilka kroków daléj staruszek emeryt, w paltocie przedpotopowego kroju i kapeluszu z 1848 roku.
Obywatel w trójgraniastym kapeluszu zadumał się, zwiesił głowę na piersiach i usnął, a kare konisko pociągnęło karawan powoli, po téj drodze, po któréj w długoletniéj służbie zawsze chodzić przywykło.
Na świeżéj mogile długo klęczała dziewczyna, a w pewném oddaleniu o krzyż oparty stał emeryt ocierając łzy ukradkiem.
Przecież nie wypadało, żeby były asesor i radca honorowy płakał otwarcie.
Stróż bił się w piersi i mówił głośno wieczny odpoczynek — a po chwili wszystkie te trzy osoby jak kropla w morzu zniknęły w ruchliwym tłumie miejskim.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Emeryt szedł osobno, sapiąc i wzdychając, zatrzymywał się na każdym rogu ulicy i zażywał tabakę, a kiedy przechodził koło gmachu b. komisyi