Strona:Klemens Junosza - Historya o kilku emerytach i jednym fortepianie.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

to emerytalne nogi pozwalały, ocierał zmęczoną twarz czerwonym jak krew fularem w czarne kraty i nareszcie doszedł do celu.
Gdy wszedł do ogrodu, siedem rąk wyciągnęło się ku niemu, siedem tabakierek napełnionych różnemi gatunkami tabaki otwarło się z całą uprzejmością dla koleżeńskiego nosa.
— A, panie Inocenty! spóźniłeś się dzisiaj!
— Niepunktualny jesteś! coby na to nieboszczyk pan Rafał powiedział.
— Otóż ja wam powiem, moi koledzy, że była po temu przyczyna i ważna.
— A cóż takiego, mówże, co ci się tam stało.
— Oto jak widzicie, wracam wprost z Powązek.
— I pewnie z pogrzebu?
— Istotnie, przecieżbym tam na wesele nie chodził.
— Kogoż to chowałeś? kolego.
— Oto wam w krótkości opowiem. W tym domu gdzie jestem rządcą, mieszkała wdowa po urzędniku z prowincyi: trudniła się szyciem i sprzedawała resztki z lepszych czasów, aż na-