Strona:Klemens Junosza - Icek Kolumb.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

Już retman na czółenku żwawo się uwija,
Już tratwa długim pasem od lądu odbija,
Już pieśń flisów zabrzmiała na wody i łąki,
A Icek usadowił się koło „skarbonki.”
I patrzył na rodzinne swe miasto z daleka,
I miał takie złudzenie, że ono ucieka...
Uciekło też w istocie... już go niema wcale,
Tylko brzegi zielone, tylko rzeki fale.
Tylko szum jakiś cichy... tylko wietrzyk muśnie
Marynarza po pejsach, czasem ryba pluśnie,
Rzuci się wielki szczupak, aż Icka smak bierze,
Żeby to mieć na szabas takie wodne zwierzę!
Noc zapadła... flisacy gotują wieczerzę,
Icek odmawia swoje wieczorne pacierze...
Księżyc płynie wysoko po jasnym lazurze,
Gwiazdy niby dukaty jaśnieją hen w górze,
Icek w nie zapatrzony doznaje słodyczy.
Ha! gdzież jest taki Chaim, co te skarby zliczy?...
................
Płyną już tratwy tydzień, płyną dwa tygodnie,
W dzień im słońce wspaniałe przyświeca pogodnie,
Już i Wieprz przepłynęli... już są i na Wiśle...
Mnóstwo dumań się w Icka zrodziło umyśle.
Taka woda! to nie żart, a cóż tam w tej wodzie
Musi być ryb wybornych, co piasku na spodzie!
Taka woda! szeroka, głęboka, daleka...
Tratwa po niej z towarem dość raźnie ucieka...
Taka woda! ach gdyby Icek ją posiadał,
Ileżby on przewozów, karczem pozakładał.
Ile młynów postawił, foluszów, tartaków,
Aż mu już idzie ślinka od tych wielkich smaków.
Taka woda!...
Aż oto i Warszawy wieże.
Tu Icka nadzwyczajna ciekawość już bierze,
By zwiedzić gród tak sławny, o którym są wieści,
Że Grzybów i Pociejów w swoich murach mieści,