Że ma w sobie Nalewki, Gęsie-gass, Muranów,
Magazyny starzyzny i port dla furmanów.
To też zaledwie tratwy stanęły przy brzegu,
Icek do miasta pędził pieszo, w pełnym biegu...
Ciekawość go paliła... Jak Arab do Mekki,
Spieszył do Muranwoa, a że strój miał lekki,
Więc biegł niby ów zając, co przed gończych sforą
Unosi życie swoje, ciężką łowów porą.
................
Co zobaczył, co zwiedził, tego już w tej chwili
Nie będziem spisywali, ani też liczyli.
Bo poemat niniejszy, suchy spis wydarzeń
I krótki, nie obejmie wszystkich Icka wrażeń...
Dość gdy przytoczym tylko własne jego słowa:
„Warszawa to jest miasto, że niech się Kock schowa,
„A gdyby dodać jeszcze Firlej, Łysobyki,
„Nawet Michów, Baranów, nawet Czemierniki,
„Kawałek Lubartowa, Łęczny i Bychawy,
„To nie byłoby jeszcze nawet pół Warszawy!”
Syt wrażeń, poszedł Icek napowrót na tratwę,
I skręcał swe wspomnienia jak szewc skręca dratwę,
I kombinacye dziwne snuł i przypuszczenia,
Aż go głowa bolała od pracy myślenia.
Był wieczór... przystanęli u płaskiego brzegu,
Już za Narwią, co w Wisłę wpada w pełnym biegu...
Za Nowym Dworem, het, het za fortecą...
Już nad wodę rybitwy i mewy nie lecą...
Już wieczór, późny wieczór, jak dobra matula,
Szepce pacierz nad ziemią, do snu ją utula.
Tratwy przy samym prawie brzegu wtedy stały...
Icek wykonał zręcznie skok nie bardzo mały,
I znalazł się na ziemi... rozprostować członki.
Pod swojemi stopami miał kawałek łąki,
Dalej krzaki i siana świeżego kopice,
Wietrzyk bardzo łagodny odświeżał mu lice,
Zapach niósł przecudowny.
Strona:Klemens Junosza - Icek Kolumb.djvu/5
Ta strona została uwierzytelniona.