Strona:Klemens Junosza - Król sam.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

on mnie oszukuje, mnie, który kocham go jak rodzonego brata?
Gdy Ignaś wrócił do domu, udałem że śpię, nazajutrz w biurze byłem niby bardzo zajęty — ale gdyby naczelnik widział był co ja piszę, cofnąłby się z oburzeniem i zgrozą...
Ja pisałem wiersze! ja, urzędnik dziesiątej podówczas klassy, mający opinię jednego z najpilniejszych pracowników biura!...
Rzucałem w koło siebie wzrokiem niepewnym: wszędzie gdziem spojrzał, widziałem amazonkę; na czarnej szafie z papierami, na biurku, na drewnianym kałamarzu — ba, nawet na wygolonej twarzy naczelnika.
W tak prozaicznem miejscu jak biuro, snułem najpiękniejsze nitki z jedwabnego motka poetycznych myśli. W cyfrach ksiąg rozłożonych przedemną widziałem wspaniałe krajobrazy, słyszałem upajające szmery natury, od tego tła wypukło odskakiwała sylwetka karego konia, unoszącego na swym grzbiecie tę, co miała słońce w wejrzeniu.
Czułem się bardzo zmienionym na duchu i energii i potrzebowałem największych wysiłków woli aby pracować jak dawniej, aby nie zasłużyć na wymówki ze strony zwierzchników.
Stosunki moje z Ignasiem stawały się coraz ozięblejsze; poza biurem widywaliśmy się rzadko, noc tylko sprowadzała nas pod jeden dach. Lecz taki stan rzeczy nie mógł trwać długo, gdyż przyjaźń i koleżeństwo pojmowane było nieco inaczej w owych czasach.
Pewnego dnia, kiedy już zamykałem biurko zabierając się do wyjścia, wszedł do wydziału Ignaś i podawszy mi rękę szepnął nieśmiało:
— Pójdź dziś ze mną na obiad.
Skinąłem głową na znak potwierdzenia, a w godzinę później, po skończonym obiedzie, siedzieliśmy w małym pokoiku przy sklepie, a przed nami stała butelka lekkiego wina.
— Czy wiesz, Janku, mówił Ignacy, ja nie mogę tak żyć z tobą jak teraz.
— A czy myślisz, że ja nad tem nie cierpię?
— Widzę to jasno — ale cóż nas różni? Czy unikając się nawzajem i wzdychając jak błędni rycerze dojdziemy do celu... Nie sądzę; kochajmy się jak dawniej i walczmy jak szlachetni rywale... starajmy się ją poznać i starajmy się o jej miłość. Kto ją zdobędzie, ten stanie się jedną kartką wielkiego fascykułu o małżeństwie — kto przegra, ten pójdzie do archiwum na wieki... rzekł zamyśla-