Strona:Klemens Junosza - Król sam.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

— Nic dobrego, partya nasza, a raczej nasze partye źle stoją.
— Czemuż to?
— Jeszcze jedna figura przybywa do gry.
— Nie rozumiem.
— Jest laufer.
— Laufer?
Właśnie ztamtąd powracam — zastałem go przy niej, a rodzice przesadzali się w grzecznościach dla niego.
— Cóż to za jeden?
— Osobistość dosyć zagadkowa. Podobno ma gdzieś dobra na Wołyniu, a powraca wprost z zagranicy, gdzie przepędził czas dość długi. — Źle będzie z nami mój Janku!... czyż bowiem w oczach młodej kobiety my, zwykli śmiertelnicy, wytrzymamy porównanie z tym lwem, mówiącym nieustannie o cudach Paryża, zachwycających urokach południa i historycznych pomnikach starej Romy?!
Wpadliśmy obaj w ciężką zadumę — dotychczas mieliśmy jakieś szanse powodzenia, jednemu z nas mogło uśmiechnąć się szczęście.. teraz i ta nadzieja zniknęła.
A miłość w owych czasach silną była; mówię w owych czasach, gdyż obecnie istnienie jej wydaje mi się w ogóle mało prawdopodobnem...
Nie kusiliśmy się nawet o wyjawienie naszych uczuć, gdyż niebezpieczny rywal szybkie robił postępy, a dość było jednego wejrzenia panny Zofii aby się przekonać, że serce jej w zupełności należy do niego.
Stało się.
Laufer wziął piękną królowę.
Nigdy nie zapomnę owego zimowego wieczoru, najprzykrzejszego wieczoru jaki przeżyłem, w którym obadwaj z Ignasiem prowadziliśmy do ślubu pannę Zofią.

W białej sukni, w mirtowym wieńcu na głowie, z welonem spadającym aż do ziemi, wyglądała jak