Strona:Klemens Junosza - Król sam.djvu/4

Ta strona została skorygowana.

Chwilami podobny jest on do konia z omnibusu — to znów przypomina starą baletnicę, ukazującą sztuczne zęby i oszukującą ludzi watowanemi wdziękami...
Smutno... smutno... tabaka zdrożała i stała się podobna do trocin... wino zdrożało i skwaśniało... kobiety zbrzydły — wonne niegdyś cygara nabrały zapachu kapuścianych liści, mieszkania stały się drogie i wilgotne...
A jednak...
W owych czasach dobrych, błogich, tanich, rozpoczynałem właśnie karyerę.
Byłem w komisyi rządowej przychodów i skarbu... pionkiem.
Cieszyłem się nadzieją, że ominąwszy szczęśliwie przeszkody, uniknąwszy figlów koników (bożych) i ukośnej lataniny laufrów, dojdę do ostatniego szeregu szachownicy i zostanę wieżą... grubą, poważną, nieco nadętą, ale w gruncie rzeczy zacną wieżą, jak ś. p. mój dyrektor wydziału, — nieoceniony pan Bonifacy...
Dalipan, być wieżą nie jest to zły interes. Stanowisko to dodaje pewnego uroku w oczach płci pięknej — powagi w oczach brzydkiej.
Jedno tylko źle urządzone jest na świecie i nad tem zastanawiałem się głęboko, ponieważ kocham moje społeczeństwo i życzę mu aby było ubłogosławione, aby rozmnożyło się jako piasek w morzu...
Myślałem sobie, będąc kancelistą — dla czego mając siłę, młodość, zdrowie, krucze włosy i oczy pełne ognia, nie pobieram pensyi radcy... później, będąc radcą, mając już stanowisko, powagę, utrzymanie, blizką emeryturę, myślałem ze smutkiem: dla czegóż nie mam młodości kancelisty?!...