Strona:Klemens Junosza - Kuźnia Wulkana.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

Apollo-Maciek wziął jej wyschłe dłonie
I do ust swoich z miłością przytulił,
Dziwnym mu ogniem zapłonęły skronie,
A tak się jakoś rozrzewnił, rozczulił,
Że tajemnicę trapiącą go wielce,
Jak na spowiedzi wyznał rodzicielce.

— Matulu — mówił — już mi życie zbrzydło,
Płaczę idący na łąkę lub w pole,
Boć ona Kaśka, to kiej malowidło:
Zęby jak perły, oczy ma sokole,
A gdy się czasem rozśmieje do człeka,
To serce do niej rwie się i ucieka...

— To zeń się z Kaśką.
— Ozeń się... a juści,
Kiej stary kowal jak zielazo kwardy.
— Odda ci dziewkę...
— Za wrota nie puści,
Bo jest bogaty i kaducnie hardy...
Jakem korale przywiózł jej z jarmarku,
Wygnał mnie z doma i nakładł po karku.

— Jam do niej łaził bez błota i bagna,
Za jagodami chadzał w ciemne bory,
A wieczór zawdy, kiedy krowy zagna,
To ja wartuję gdzie blizko obory
I proszę Boga, żeby choć zdaleka,
Oczami swemi spojrzała na człeka...

Jak lampa, w górze blady księżyc płonął,
Łagodnem światłem oblewając wioskę;
Maciek zaś jeszcze we łzach rzewnych tonął
I zwierzał matce ciężką swoją troskę,
Miłość dla Kaśki i kowala dumę,
Co pisarzową z gminy miał za kumę.



PIEŚŃ TRZECIA.
Romans i przysięga Wenery przy studni.

Niechaj mnie zdziobią gęsi i kokosze,
Jeśli chcę kreślić romansik misterny.
Ja tylko w rymach na papier przenoszę,
Co mi rzekł Maciek w ufności niezmiernej...
I dzieje jego miłości gorącej
Daję w bibule cierpliwej... cierpiącej.

Wulkan, co w Woli bucefały kował,
Był to potentat wcale nie na żarty...
Piśmienny trochę, majster i konował,
Znał swe rzemiosło, był w świecie otarty,
A znać to było po chodzie i minie,
Że w Pacanowskiej kuźni był w terminie.

Nieraz, gdy prawi, słuchają go chłopy,
Gwoli nauki wielkiej, lub uciechy.
I otwierają usta dwaj cyklopy,
Co wielkim drągiem muszą dźwigać miechy...
Czeladnik kując, słucha jednem uchem
I łzy skórzanym ociera fartuchem.

On Hipokrates w Woli — Demostenes
Oracye prawi na każdem weselu.