Spostrzegłszy nieznajomego, Anielcia zarumieniła się; zatrzymała konie przed domkiem i w zakłopotaniu nie wiedziała co dalej czynić.
Młody człowiek zbliżył się ku przybyłym.
— Domyślam się — rzekł — że państwo przybyli do pana Kalińskiego, mego stryja. Jest on w tej chwili w lesie, ale niedługo powróci. Poślę po niego. Może państwo raczą zejść i spocząć w domku. Konie każę wyprządz i odprowadzić do stajni... Walek!
W tej chwili przybiegł ten sam chłopiec, który poprzedniego dnia z ustnem poleceniem od Kalińskiego przychodził.
Wziął z rąk Anielci lejce, a młody człowiek dopomógł panu Ludwikowi wysiąść.
— Z kimże mówię? — zapytał niewidomy.
— Jestem Adam Kaliński — odrzekł młody człowiek — student medycyny, przyjechałem odwiedzić mego stryja.
— A więc syn Michała?
— Tak panie; pozwoli pan, doprowadzę go do pokoju lub do ławki przed domem... gdzie szanowny pan woli.
— Lepiej na dworze, trzeba korzystać z ostatnich uśmiechów słońca, gdzież Anielcia?
— Jestem ojczulku tu, przy tobie, jak zawsze.
— W tej chwili poślę po stryja — odezwał się młody człowiek. — Wyobrażam sobie, jak się ucieszy, tak pragnął pana widziéć.
— Poczciwy, szczery przyjaciel!
— A mnie to pan Kaliński widziéć nie pragnął? — wtrąciła z przekąsem Anielcia.
— Owszem i o pani wspominał, ale nie przypuszczał, że pani tu przyjedzie. Radość jego będzie podwójna zatem.
Młody Kaliński liczył dopiero dwadzieścia kilka lat życia.
Był szczupły, wysmukły, zgrabny i odznaczał się niepospolitą, prawdziwie męzką urodą. Rysy twarzy miał regularne, oczy duże, pełne życia i myśli. Po nad wysokiem, gładkiem jego czołem wiły
Strona:Klemens Junosza - Leśniczy.djvu/16
Ta strona została skorygowana.
LEŚNICZY.
OBRAZEK WIEJSKI
PRZEZ
Klemensa Junoszę.
(Dalszy ciąg.)