Strona:Klemens Junosza - Leśniczy.djvu/32

Ta strona została skorygowana.
LEŚNICZY.
OBRAZEK WIEJSKI
PRZEZ
Klemensa Junoszę.

(Dalszy ciąg.)

— Dom obszerny — odezwał się pan Ludwik — pomieścisz się pan.
— Stokrotne dzięki — odrzekł przybyły — postaram się, aby zająć tu jak najmniej miejsca.
Rzekłszy to, zgiął się, zgarbił i rzeczywiście mogło się zdawać, że zmniejszył się o połowę. Widząc to Anielcia nie mogła powstrzymać uśmiechu. Kaliński patrzył na przybysza bacznie i z pewnym niepokojem. Niewidomy przeciwnie, zadowolony był z przybycia gościa, gdyż ten różne wieści ze świata miał, a opowiadał w sposób bardzo zajmujący. Dużo w życiu swojem jeździł, dużo widział, więc materyału do gawędki mu nie brakło. Dla pana Ludwika, pozbawionego wzroku, żyjącego przeważnie tylko z własnemi myślami, myślami pełnemi smutku, taki gość był bardzo na rękę.
Nazajutrz raniutko pan Winterblum wstał wcześnie i wyszedł na przechadzkę. Przedewszystkiem zwrócił swe kroki na folwark, a spotkawszy tam Kalińskiego, powitał go bardzo uprzejmie. Szli razem, zajrzeli do stajen, obór, owczarni, byli w stodołach; mały człowieczek zlustrował wszystko bystremi oczami i zadał Kalińskiemu kilka zręcznych pytań, napozór niby nic nieznaczących.
Kaliński, zacności wielkiej człowiek, ale nie dyplomata, nie domyślał się nawet, że jest badany.
Mały człowieczek zachwycał się Magdzinem.
— Ależ to śliczny majątek — mówił — jakie zabudowania, inwentarze, i co tu tego! co tu tego! Widzę, że i rzekę macie.
— A jest.
— Spławna?
— Tak, panie.
— No proszę... Śliczna to rzecz spławna rzeka w majątku, zwłaszcza gdy jest co spławiać. Zboża macie dużo, to co widziałem w stodołach... jest imponujące.
— Nie wszystko zboże w stodołach — rzekł Kaliński.
— A gdzież?
— Są jeszcze sterty w polu.