stylu, rozrzewniłem się... słowo honoru daję. Tu spokojnie, zacisznie, miło... a ludzie...
— No, ludzie jak ludzie.
— A nie! nie, sto razy nie! O panu już nie mówię, bo nie znałem milszego i bardziej sympatycznego człowieka. Pani Józefa dobrodziejka, to matrona szanowna, zacności wielkiej, wzór niewiast... a panna Aniela!
— To dziecko.
— Panie Ludwiku dobrodzieju, nie dziecko to już; to dziewica, prześliczny, najpiękniejszy kwiat naszych pól, ozdoba tego zakątka. Kwiat, który się zaczął rozwijać i niebawem zajaśnieje całą pełnią wdzięku.
Pan Ludwik uśmiechnął się.
— Entuzyazmujesz się pan jak młodzieniec.
— Do tytułu młodzieńca nie mam już prawa, ale nie jestem też i stary. Mam lat czterdzieści kilka.
— Tak?
— Sądziłeś pan, żem starszy?
— Tak mi się zdawało, sądząc z opowiadania Hieronima.
— Oh, poczciwemu panu Hieronimowi niekiedy pamięć nie dopisuje. Zapracowany nieborak, zatracił możność pamiętania dat. Już to do chronologii nie miał nigdy talentu. Tedy, jak panu powiedziałem, mam lat czterdzieści kilka, ale czuję się jeszcze pełnym zapału prawdziwie młodzieńczego. Mogę entuzyazmować się do wszystkiego co piękne, szlachetne, wzniosłe, mogę, niech się pan ze mnie nie śmieje, entuzyazmować się jeszcze i zachwycać. Chodząc dość długo po różnych ścieżkach życia, nie zgubiłem uczuć ani serca, zachowałem młodość duszy. Może to nie moja zasługa.
— A czyjaż?
— Okoliczności... przy pracy czasu nie było na szukanie tych niby to przyjemności życia, które, at nie ma o czem mówić... wiadoma to rzecz, że są mło dzi chociaż dojrzali i doświadczeni mężowie i są zestarzali przedwcześnie młodzieńcy. Niestety, tych ostatnich znacznie jest więcej.
— To prawda.
— Tak, widzimy podobnych na każdym kroku, są zobojętniali na wszystko, prócz na pieniądze. Zmateryalizowane to pokolenie do szpiku kości nie chce znać życia, w tem znaczeniu jak my rozumiemy, pojmuje tylko użycie, po którem następuje znużenie, przesyt i apatya. Jeżeli który z takich zwraca spojrzenie na kwiatek, na istotę młodziutką, pełną życia, poezyi, zapału, to czyni tylko, jedynie i wyłącznie dla materyalnych korzyści. Politowania godny jest los rodziców, mających córki na wydaniu, politowania godny, jak pana poważam. Niepewność, obawa i absolutnie żadnej gwarancyi szczęścia dla dziecka... Aby posag złapać, to jedyny cel dzisiejszej młodzieży.
— Przecież nie wszyscy są tacy — rzekł pan Ludwik.
— Szczęśliwe złudzenie! Co do mnie pod tym względem jestem pessymistą, tyle już widziałem nieszczęśliwych związków, tyle zmarnowanych egzystencyi. Źle się dzieje na świecie, bardzo źle i jeżeli tak dalej pójdzie, to doprawdy przyszłość nie będzie ponętną...
Strona:Klemens Junosza - Leśniczy.djvu/49
Ta strona została skorygowana.